Myśliwiec powoli wleciał do hangaru delikatnie lądując. Niewielka grupa poruszonych pilotów z Naboo wlepiła w niego wzrok przerywając rozmowy. Kabina otworzyła się i każdy wstrzymał oddech. Ku zdumieni wszystkich ze statku wysiadł uśmiechnięty Anakin Skywalker. Minęła chwila zanim ktoś się odezwał.
- Uratował nas dziewięciolatek? - powiedział ze zdumieniem jeden z pilotów.
Kiedy chłopiec już wysiadł wszyscy zaczęli mu bić brawa i gratulować. Nastało duże zamieszanie, jednak Anakin ledwo zwracał na to uwagę. Był zbyt przejęty. Właśnie zniszczył Centralny Komputer Kontrolny. Uratował Naboo. Uratował Padmé. Pomógł wygrać bitwę. Wciąż czuł adrenalinę pulsującą w żyłach. Nagle kątem oka dostrzegł zakapturzoną postać stojącą w tyle. Qui-Gon? Nie, to nie mógł być on. Mistrz Jinn był wyższy. Anakin lekko przepychając się przez grupę wciąż uradowanych i jednocześnie zaskoczonych ludzi podchodził bliżej. To był Obi-Wan. Wyglądał okropnie. Oczy miał zaczerwienione, przyglądał się drugiemu końcu pomieszczeniu jakby na coś czekał i wydawał się strasznie wyczerpany. Anakin podbiegł do niego.
- Panie Obi-Wan, sir? - zapytał ostrożnie.
Jedi spojrzał na niego leniwym wzrokiem i przyglądał mu się jakby próbował sobie przypomnieć kim jest.
- Anakin? - zaczął ochrypłym głosem - Czy możemy porozmawiać?
Chłopiec kiwnął głową na znak zgody.
Padawan trzymając go delikatnie za ramię zaprowadził go do ogromnego korytarza z dużymi oknami przez, które wpadały promienie jasnego słońca oświetlając długie pomieszczenie. Chłopak patrzył na to wszystko z podziwem. Na Tatooine nie było takich pięknych i ogromnych budynków. Wszystko było małe, ciasne i suche. I wszędzie był piasek. Anakin nie lubił piasku. Był szorstki i wszędzie właził.
Naboo było przeciwieństwem dawnego domu Skywalkera. W powietrzu było czuć orzeźwiającą wilgoć. Wszędzie było zielono, a wodospady tylko upiększały krajobraz. Anakin nie wyobrażał sobie, żeby komuś to mogłoby się nie spodobać.
Zatrzymali się przy jednym z dużych okien, przez które widać było rozciągające się miasto Theed. Obi-Wan rozejrzał się niespokojnie wokoło jakby ktoś miał ich podsłuchać, po czym uklęknął przed chłopcem. Westchnął.
- Anakin. - powiedział cicho. Chłopak wyglądał na zmieszanego i zaciekawionego jednocześnie. W głowie nasuwało mu się mnóstwo pytań. Gdzie jest mistrz Qui-Gon? Co teraz robi? Dlaczego jego Padawan wygląda jakby nie spał od kilku dni? Czy teraz będzie mógł być Jedi? Miał już się zapytać o to wszystko jednak Kenobi odezwał się jeszcze raz.
- Anakin. - spróbował ponownie pocierając ręką czoło. - Wiem, że masz wiele pytań, ale...
- Gdzie jest Qui-Gon? - przerwał mu.
Obi- Wan miał teraz minę jakby ktoś go uderzył w brzuch. Ręce opadły mu z bezsilności. Oczy mu się załzawiły. Poczuł wielką gulę w gardle, którą próbował odchrząknąć, ale zabrzmiało to bardziej jak jęk.
- Coś się stało? - były niewolnik zapytał zdezorientowany.
- Qui-Gon nie... Anakin, on... nie... - nie potrafił wypowiedzieć tego słowa. - On nie żyje. - wyszeptał bezsilnie. Łzy wylewały mu się z oczu. Z trudem mu się oddychało.
Anakin wyglądał na zszokowanego. Wręcz zawiedzionego. Świadomość tego, co właśnie usłyszał rozlewała się po jego żyłach niczym jad, paraliżując całe jego ciało. Oczy zaczęły go piec. Nie, to niemożliwe! Jego umysł krzyczał w proteście nie mogąc pogodzić się z faktem. On nie żyje. To zdanie pobrzmiewało mu echem w umyśle.
- To nie może być prawda. - wyszlochał.
Obi-Wan spojrzał tępo w podłogę. Też nie mógł się z tym pogodzić. Że jego mistrz, człowiek, który wychowywał go przez dwanaście lat, który był mu jak ojciec, i który jeszcze kilka godzin temu stał przy nim cały i zdrowy teraz odszedł na zawsze. Chciał, żeby za chwilę Qui-Gon przyszedł i powiedział, że to tylko głupi żart, że wszystko jest w porządku, nie ma się co martwić...
Płacz Anakina wyrwał Jedi z namysłu. Podnosząc głowę spróbował jakoś pocieszyć dziewięciolatka.
- Ciii, Annie... - powiedział głaszcząc chłopca po ramieniu. Ten rzucił mu się na szyję, owijając go mocno rękoma. Padawan nieco zmieszany odwzajemnił uścisk.
- Jak to się stało? - chłopak zapytał łamiącym się głosem.
Więc mu powiedział. Powiedział mu jak rozpoczęła się walka z Sithem. Jak zostali rozdzieleni. Jak jego mistrz został zabity. Jaki gniew wtedy czuł...
Obi-Wan wpatrywał się w leżące na ziemi ciało. Krew mu pulsowała w żyłach. Jego twarz wykrzywiła się w nienawistny grymas. Spojrzał na wytatuowanego zabraka stojącego przed nim. Usta miał wykrzywione w złośliwy uśmiech, który miał jeszcze bardziej sprowokować Jedi. Niestety, skutecznie.
Kenobi Miał teraz tylko jeden cel - zemsta. Wpatrując się gniewnie w istotnie stojącą przed nim planował w głowie każdy możliwy sposób na zabicie go. Żeby poczuł taki sam ból. Może nawet gorszy. Odetchnął, zaciskając spocone ręce na rękojeści miecza. Szykował się na atak. Czas wydawał się mijać strasznie szybko. Ledwo zdawał sobie sprawę z tego co się dzieje wokół niego. Nienawiść i żądza zemsty go zaślepiły. Adrenalina pulsowała mu w żyłach. Tylko jeden cel - zabić.
Anakin słuchał całej historii stojąc sparaliżowany, policzki miał mokre od łez. Nawet nie wyobrażał sobie takiego Obi-Wana. Tak złego. Od kiedy go poznał Padawan wydawał się emanować spokojem i opanowaniem. Uprzejmy wtedy kiedy było trzeba, a czasem obojętny na wszystko co się działo wokół niego. A teraz Anakin patrzył jak stoi przed nim zapłakany, opowiadając o tym jak zabił z zimną krwią tę bestię.
- To nie twoja wina. - powiedział słabo próbując go pocieszyć. Kenobi tylko pokiwał głową, jakby chciał zaprotestować, ale nie potrafił wydobyć słów.
- Gdybym był szybszy... - mówił tak cicho, że ledwo Anakin go słyszał - Mógłbym go uratować.
Chłopcu zrobiło się go żal. Wyglądał teraz na tak słabego. Nie wiedział co mu powiedzieć i jak go pocieszyć.
- To nie jest twoja wina. - spróbował jeszcze raz.
- A właśnie, że moja! - Obi-Wan wrzasnął tak, że jego głos odbił się echem po całym korytarzu. Anakin patrzył zszokowany.
- Przepraszam, Annie. Przepraszam. Nie chciałem. - wyszlochał. Opierając się o ścianę usiadł, chowając głowę między nogi.
- Nic się nie stało. - Skywalker usiadł obok niego, kładąc mu delikatnie rękę na ramieniu.
Po jakimś czasie zjawiła się jedna z dwórek królowej wskazać im pokój, w którym mogliby zanocować. Pomieszczenie było w miarę duże z wysokim oknem ukazującym krajobraz Naboo. Ściany były koloru jasnego beżu i mieli dwa wąskie łóżka naprzeciwko siebie. Gdzieniegdzie stały kwiaty o różnorakich kolorach, a przy każdym z łóżku znajdowała się ciemnobrązowa szafa.
- Obi-Wan, widzisz to?! Ale tu ładnie! Cały pałac królowej tak wygląda? - Anakin patrzył zafascynowany.
- Chyba. - Jedi odezwał się niewzruszony. Chłopiec chyba nie zwracał uwagi na jego kiepski humor.
Kenobi upadł ciężko na łóżku, nie zwracając uwagi na swojego małego współlokatora, który nie przestawał mówić o tym jaki to pokój jest świetny, widoki piękne i jakaś bitwa kosmiczna w której uczestniczył... Zaraz. Bitwa kosmiczna?
- Co powiedziałeś? - Zapytał zdziwiony.
- Mówiłem o tym jak rozwaliłem ten wielki statek w kosmosie!
- Jak to? - Padawan był coraz bardziej zszokowany. - Jaki statek?
-Czy ty mnie w ogóle słuchałeś? - spytał poruszony - Opowiadałem właśnie jak zniszczyłem Centralny Komputer.
- Ale przecież ty miałeś być w kokpicie. - mężczyzna powiedział już całkowicie zdezorientowany.
- Przecież cały czas w nim byłem! - poskarżył się.
- Tak, ale... - Obi-Wan był ze strata słów. Westchnął. - Opowiedz mi wszystko po kolei. - poprosił.
- No więc, kiedy ty i Qui-Gon poszliście walczyć...
Padmé i jej poddani znalźli się tymczasem w opałach. Po drugiej stronie hangaru, w miejscu, gdzie wrota otwierały się na plac, pojawiły się trzy automaty, które właśnie rozkładały ramiona i przyjmowały postawę bojową. R2-D2 dostrzegł je pierwszy i krótkim piskiem ostrzegł chłopca. Roboty posuwały się już naprzód, ostrzeliwując ludzi z laserów. Kilku żołnierzy padło, natomiast Sabe, trafiona rykoszetem, osunęła się w ramiona Panaki. Padmé i jej straż stawili zdecydowany opór, ale z wolna musieli wycofywać się w poszukiwaniu kryjówki.
- Musimy im pomóc, R2 - oznajmił Anakin i wstał z fotela. Chciał natychmiast coś zrobić, cokolwiek. Zaczął rozglądać się w poszukiwaniu broni, ale na próżno. R2-D2 uprzedził go jednak: podłączył się już do komputera pokładowego myśliwca i odpalił silniki. Ich ryk wystraszył Anakina i chłopiec opadł z powrotem na, siedzenie. Statek wolniutko uniósł się w powietrze i opuścił stanowisko postojowe.
- Świetnie, R2! - krzyknął zaaferowany Anakin i odruchowo złapał za stery.
- Próbowałem strzelić do tych droidów, ale wiesz, te maszyny Naboo są strasznie skomplikowane. Więc kliknąłem pierwszy przycisk jaki tylko zauważyłem. Niestety, służył on do zamykania kokpitu. Dopiero po jakimś czasie udało mi się kliknąć odpowiedni i zniszczyć te roboty! - podczas gdy Anakin opowiadał z entuzjazmem, Obi-Wan miał minę jakby ktoś mu powiedział, że na Tatooine spadł śnieg. Jednak chłopiec ciągnął dalej - Okazało się, że autopilot jest włączony, alee... nie potrafiłem go wyłączyć. - powiedział nieco zmieszany - Jednak R2 się udało! - poprawił się po czym dodał ciszej - Po jakimś czasie.
- Dobrze, nieważne. - Kenobi westchnął łapiąc się za skronie. - Co było dalej? Po tym jak wyłączyliście tego autopilota?
- Cóż, parę myśliwców udało mi się zniszczyć i to było niesamowite! Kiedy się wsłuchałem i spróbowałem poczuć myśliwiec...
- Jak to: poczuć? - Obi-Wan przerwał mu.
- Normalnie. Wszystko jest tu. - powiedział wskazując palcami na głowę. - Czuje się każde drganie kadłuba, wiesz kiedy i co kliknąć. Wszystko! A poza tym robiłem tak jak pan Qui-Gon mi kazał. Skupiłem się na tu i teraz.
Padawan pochylił się do przodu zafascynowany. Jego mistrz miał rację. Młody Skywalker był niesamowicie wrażliwy na Moc.
- I co dalej? - spytał.
- Eee... zostałem trafiony i wpadłem do Statku Kontrolnego. Okazało się, że wszystko się przegrzało. Jednak R2-D2 udało się się wszystko naprawić. I właśnie wtedy puściłem dwie torpedy, które trafiły w Centralny Komputer, i które zniszczyły statek! - skończył uradowany.
- Rozumiem, że tobie udało się uciec na czas.
- Oczywiście. - powiedział Anakin szczerząc zęby, po czym ziewnął. Obi-Wan ledwo się zorientował jak późno już było.
- No dobra, Annie, idź już spać. Pewnie jesteś zmęczony po tym wszystkim. - stwierdził.
- Okey. - odpowiedział po czym wlekąc nogami poszedł do łazienki zostawiając Jedi samego ze swoimi myślami.
Niewiarygodne, pomyślał pocierając czoło. Może chłopiec nie był taki zły, jak na początku myślał. Nie zważając na nic Obi-Wan stwierdził, że podjął już decyzję. Dotrzyma obietnicy złożonej Qui-Gonowi. Wyszkoli Anakina Skywalkera.
_____________________
Koniec rozdziału pierwszego! Mam nadzieję, że się podobało. Na razie nie odbiega to za bardzo od kanonu, ale to się zmieni w następnym rozdziale.
Cóż, mogę Wam teraz tylko życzyć
Niech Moc będzie z Wami! : D
~Sheila
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz